W ostatnim czasie wiele dzieje się w mojej kuchni, ale kompletnie nie mam siły na przenoszenie tego na bloga. Przez jakiś czas tak na pewno zostanie.
Na dniach mały skarbek przychodzi na świat i on pochłonie całą moją uwagę.
W zanadrzu czeka cała masa przepisów. W planach także po-ciążowy program ogarnięcia formy, a więc trochę mniej przepisów słodkościowych, więcej z gatunku vegan workout. Pewnie też będzie trochę o treningu, zarówno moim, jak i męża.
Trzymajcie za naszą trójkę kciuki!
Przemyślenia na poczekaniu:
Jakiś czas temu zostałam zaproszona do jednej z fejsbókowych grup dotyczących blogów kulinarnych wegańskich i wegetariańskich "Wege blogi - Dobra Karma :)" .
Dziś miałam wielką przyjemność grupę tę opuścić. Sekciarstwo nigdy nie jest dobre.
Sprawa rozbiła się o dyskwalifikację jednego z dobrze mi znanych i lubianych blogów z kuchnią wegetariańską http://wiedzmiachatka.wordpress.com/ . Blog mimo miażdżącej przewagi przepisów bezmięsnych dopuszcza się śladowej ilości odstępstw od diety wege. Tu pojawia się moje pytanie, czy to ma sens? Czy taki czytający bloga weganin/wegetarianin na prawdę nie ma rączek i głowy, żeby pomyśleć i zamienić rybę w przepisie na tempeh? Tak czy inaczej mało kto trzyma się przepisów 1 do 1 więc śmieszy mnie podejście członków grupy do tematu. Wielu z nich na blogach porusza inną tematykę niż przepisy kulinarne, więc też powinni lecieć z grupy, a mimo to w towarzystwie wzajemnej adoracji nadal grzeją miejsca. W regulaminie grupy napisano "Zapraszamy tylko osoby prowadzące wegetariańskie i wegańskie blogi lub serwisy o tematyce KULINARNEJ lub ŚCIŚLE Z NIĄ ZWIĄZANEJ."
Jeśli w grupie dopuszcza się blogi lifestylowe i podróżnicze z dodatkiem kulinariów, to dlaczego blog typowo kulinarny z małym odstępstwem od wegetarianizmu został zdyskwalifikowany?
Z racji, że mój blog, poza kulinariami, będzie dotyczył treningu, motywacji, ew suplementacji itd, postanowiłam opuścić grupę, zgodnie z sumieniem. Przy okazji ominie mnie masa bzdurnych treści i dyskusji jakie miały miejsce w grupie. Z resztą...zawsze wychodziłam na tą złą bo miałam inne zdanie, w wielu tematach, niż ogół.
Amen.
Większość grup jest bezsensu. Ja ostatnio ciągle opuszczam grupy o tematyce wege. Coraz więcej w nich nawiedzonych dzieci i idiotów (tak nie bójmy się tego słowa idiotów), którzy siedząc w grupie potrafią tylko krytykować. Aż prosi się wspomnieć o sytuacji, która miała miejsce w jednej z grup. Chłopak - początkujący wegetarianin pożalił się, że znajomi go wyśmiewają, ponieważ nie ma argumentów na bycie wege. Poprosił o pomoc w znalezieniu ich, a otrzymał odpowiedź "ludzie jedzący mięso śmierdzą", "idź na kebab" i wiele wiecej tego typu ścierwa. Żenada. Totalna żenada. Coraz mniej mi cierpliwości do internetowych społeczności i pewnie gdyby nie fakt, że kocham blogowanie już dawno odeszłabym z tego wirtualnego świata.
OdpowiedzUsuńTrzymam za Was kciuki!
Takie też miałam od początku podejście do wege grup na facebooku, ale postanowiłam zaryzykować. Będę mądrzejsza na przyszłość.
UsuńO proszę, miło :) W sumie sama się tylko uśmiechnęłam pod nosem po otrzymaniu miażdżąco zaskakującej wiadomości, że "ryby nie są wegetariańskie" (rili? :D), kliknęłam "opuść grupę" i wyrzuciłam całą rzecz z pamięci, bo miejsca szkoda, ale się cieszę, że kogoś jeszcze cała sprawa ubawiła :D Toczyła się tam później jeszcze jakaś dyskusja na ten temat? Bom w sumie ciekawa, czy kogoś jeszcze cała rzecz "ruszyła", a już siłą rzeczy nie mam dostępu do ichnich fascynujących dyskusji.
OdpowiedzUsuń("To usuń przepisy z rybą i po problemie" też mnie rozbroiło. Mają wysokie mniemanie o potencjalnej roli bytności w ich grupie w moim życiu :D Aż się specjalnie dostosowywać powinnam, żeby tego zaszczytu dostąpić!)
Niestety to nic nowego, że ludzie wege/wega potrafią być równie durni, co zapaleni mięsożercy, a czasem i durniejsi. Smutne to, bo szkodzą nawet nie sobie, a idei, którą sobą reprezentują. No ale to specyfika internetów, w których, mam wrażenie, wypowiadają się ostatnio wyłącznie ludzie o skrajnych światopoglądach. Bo na żywo żadnego zielonego wojownika na szczęście (jeszcze) nie spotkałam.
No i oczywiście kciuki trzymam, trzymaj się dzielnie i niech potomek zdrowy będzie :)
Jakiegoś specjalnego flejmu nie było. Kiedy, w odpowiedzi na moje argumenty dostałam odpowiedzi typu "regulamin to regulamin" to po prostu padłam , kliknęłam opuść i dopiero po chwili się pozbierałam. Wcześniejsze dyskusje, a właściwie walenie grochem o ścianę, było np na temat przygarniania zwierząt. Dla mnie posiadanie zwierzaka to swoisty luksus, jeśli nie stać Cię na utrzymanie zwierzaka, jego leczenie i ew konsekwencje jego zachowania (w tym konkretnym przypadku było o braku środków na podniesienie płota bo przygarnięty pies uciekał i o poszukiwaniu metod zapobiegania ucieczkom). Nagle ni z gruszki ni z pietruszki zostałam orzeczona człowiekiem bez serca bo jestem przeciwna przygarnianiu zwierząt. Czytanie ze zrozumieniem... Taka laska teraz ma do wyboru albo wydać kupę kasy na podniesienie ogrodzenia (napisała, że jej nie stać), albo budowę kojca, albo wydanie kosmicznych sum na weta i farmakologiczną walkę z instynktami psa, która wg mnie po prostu krzywdzi psa. Jasne fajnie, że uratowała psa, którego ktoś chciał uśpić, ale w wypadku kiedy nie stać nas na utrzymanie psa/kota, lepiej przekazać go komuś, kto będzie miał na to środki. Proste. Inna rzecz była o podrzucaniu znalezionych zwierząt do lecznic wet. To temat, który wku**ia mnie niemożliwie bo jest problemem u mnie na co dzień. "bo wet też powinien mieć serce". Nie pomyślą już o tym, że co chwilę ktoś podrzuca tak zwierzęta, że trzeba je wykarmić, zaszczepić i znaleźć nowy dom. Łatwiej podrzucić, niż samemu zając się sprawą i wydać trochę grosza na pieska/kotka. Potem z domu mam noclegownię dla podrzuconych zwierząt. Bo przecież weterynarze żyją z powietrza, nie mają rodzin, domów i nic tylko rozdają swoją długo nabywaną wiedzę, praktykę i ostatki "wolnego" czasu. Weterynarz to nie instytucja charytatywna, ani fundacja na rzecz zwierząt. Oddając zwierzę do schroniska też trzeba zapłacić "wpisowe".
UsuńKolejny temat znowu o zwierzętach był-o przygarnianiu ptaków ze złamanymi skrzydełkami, jeży i innych zwierzątek, które powinny podlegać selekcji naturalnej, nie wytłumaczysz zapalonym wege wojowniczkom, że jeśli taki ptak nie da sobie sam rady ze swoim problemem to nasza pomoc nic mu nie da, a może tylko zaszkodzić.
Generalnie ciemnota, głoszenie poglądów bez grama wiedzy na dany temat i linczowanie każdego kto ma inne zdanie-często podparte solidną wiedzą. Do tego dużo psioczenia na sklepy ze zdrową żywnością, ciskania się o brak przywilejów, wege jedzenia w knajpach i szpitalach itd. Nie dziwie się, że spora część traktuje wegetarian i wegan jak kretynów pokroju stereotypowych mniejszości narodowych/religijnych, którzy chcą mieć więcej praw i przywilejów niż "normalny" obywatel.
Nie działo się tam nic interesującego, a więc nic nie straciłaś. Dla mnie odrzucenie Twojego bloga było wreszcie jednoznacznym sygnałem, że będzie tylko gorzej i na nic dobrego w tej grupie nie mogę liczyć.