niedziela, 12 stycznia 2014

Dobre i mniej dobre książki o diecie roślinnej.

Wraz z mężem dopiero niedawno zdecydowaliśmy się przejść z diety wegetariańskiej na wegańską. W ciąży postanowiłam nie robić żadnych drastycznych kroków i nie zmieniać totalnie swoich nawyków kulinarnych do rozwiązania. Od paru miesięcy staram się za to włączać coraz więcej dań roślinnych do diety i eliminować nabiał.  Jakiś czas temu zmieniłam mleko krowie na sojowe, głównym motorem było to, że znienacka dostałam alergii na laktozę. Krok po kroku rezygnujemy z wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego. Ja uczę się wegańskiego gotowania, tak różnego od tego które znałam wcześniej. Obecnie od dłuższego czasu w lodówce zalega nietknięte 2 paczki wiejskich jaj od pani Jadzi i 2 nieotwarte serki kanapkowe. Czekają na nabiałożernych gości.




Postanowiliśmy z lubym zgodnie, że przejście na dietę roślinną wymaga jakiegoś przygotowania merytorycznego. Staram się więc czerpać jak najwięcej informacji na temat żywienia z jak najbardziej wiarygodnych źródeł.
Ostatnio w moje łapki wpadły 3 pozycje dotyczące diety wegańskiej i roślinnej, postaram się poniżej opisać moje wrażenia po przeczytaniu.

Pierwszą, a za razem, najmniej interesującą dla mnie pozycją okazała się książka Weganizm - schudnij, uzdrów ciało, zmień świat


















piątek, 10 stycznia 2014

Przerwa


W ostatnim czasie wiele dzieje się w mojej kuchni, ale kompletnie nie mam siły na przenoszenie tego na bloga. Przez jakiś czas tak na pewno zostanie.
Na dniach mały skarbek przychodzi na świat i on pochłonie całą moją uwagę. 

W zanadrzu czeka cała masa przepisów. W planach także po-ciążowy program ogarnięcia formy, a więc trochę mniej przepisów słodkościowych, więcej z gatunku vegan workout. Pewnie też będzie trochę o treningu, zarówno moim, jak i męża.


Trzymajcie za naszą trójkę kciuki!




Przemyślenia na poczekaniu:

Jakiś czas temu zostałam zaproszona do jednej z fejsbókowych grup dotyczących blogów kulinarnych wegańskich i wegetariańskich "Wege blogi - Dobra Karma :)" .
 Dziś miałam wielką przyjemność grupę tę opuścić. Sekciarstwo nigdy nie jest dobre.
Sprawa rozbiła się o dyskwalifikację jednego z dobrze mi znanych i lubianych blogów z kuchnią wegetariańską http://wiedzmiachatka.wordpress.com/ . Blog mimo miażdżącej przewagi przepisów bezmięsnych dopuszcza się śladowej ilości odstępstw od diety wege. Tu pojawia się moje pytanie, czy to ma sens? Czy taki czytający bloga weganin/wegetarianin na prawdę nie ma rączek i głowy, żeby pomyśleć i zamienić rybę w przepisie na tempeh? Tak czy inaczej mało kto trzyma się przepisów 1 do 1 więc śmieszy mnie podejście członków grupy do tematu. Wielu z nich na blogach porusza inną tematykę niż przepisy kulinarne, więc też powinni lecieć z grupy, a mimo to w towarzystwie wzajemnej adoracji nadal grzeją miejsca. W regulaminie grupy napisano "Zapraszamy tylko osoby prowadzące wegetariańskie i wegańskie blogi lub serwisy o tematyce KULINARNEJ lub ŚCIŚLE Z NIĄ ZWIĄZANEJ."

Jeśli w grupie dopuszcza się blogi lifestylowe i podróżnicze z dodatkiem kulinariów, to dlaczego blog typowo kulinarny z małym odstępstwem od wegetarianizmu został zdyskwalifikowany?

Z racji, że mój blog, poza kulinariami, będzie dotyczył treningu, motywacji, ew suplementacji itd, postanowiłam opuścić grupę, zgodnie z sumieniem. Przy okazji ominie mnie masa bzdurnych treści i dyskusji jakie miały miejsce w grupie. Z resztą...zawsze wychodziłam na tą złą bo miałam inne zdanie, w wielu tematach, niż ogół.

Amen.